Quo vadis, elektroniko użytkowa?
Patrząc na to, jak na przestrzeni lat zmieniały się urządzenia elektroniczne, bez trudu można dojść do wniosku, że producenci z jednej strony starają się wyróżnić, lecz z drugiej robią gadżety niemal identyczne, jak u konkurencji. Widać zatem wyraźnie, że elektronika ulega wyraźnym wpływom i tendencjom.
Jeszcze nie tak dawno dążyliśmy do miniaturyzacji – telefony komórkowe były coraz mniejsze, odtwarzacze mp3 wręcz malutkie, a nieporęczne kasety VHS zamieniliśmy na płyty CD. Dziś ‘mały telefon’ wcale nie znaczy ‘dobry telefon’, a w wielu przypadkach jest zupełnie na odwrót – dziś niektóre modele smartfonów mają ekrany o przekątnej większej, niż 5 cali (!), czyli są niemal 3 razy większe niż przeciętne telefony jeszcze 5 lat temu.
Widać również tendencję do próby zamknięcia w obudowie smartfonu funkcji coraz większej liczby urządzeń, które do tej pory były prężnie działającą grupą produktów. W ten sposób najbardziej ucierpiały firmy, które specjalizują się na przykład w produkcji wspomnianych już przenośnych odtwarzaczy muzycznych czy też nawigacji satelitarnych. Konsumentom nie opłaca się już kupowanie kilku urządzeń, skoro może kupić jedno i mieć je zawsze przy sobie.
Przypomina to nieco sytuację sprzed kilku(nastu?) lat, kiedy tryumfy święciły tak zwane multitoole, czyli narzędzia wielofunkcyjne. Za tą ideą stała myśl podobna do tej, która również dziś przyświeca projektantom – dać ludziom narzędzie maksymalnie efektywne, które mimo niewielkich rozmiarów (pojęcie względne) będzie w stanie spełniać kilka funkcji.
Gdyby zresztą zrobić wykres pokazujący, jak zmieniały się tendencje na rynku elektroniki użytkowej prawdopodobnie otrzymalibyśmy coś na kształt sinusoidy – od multitooli, poprzez urządzenia dedykowane, aż do smartfonów. Gdyby zatem wzór ten się sprawdził, to w trzeciej dekadzie XXI wieku znów będziemy się bawić gadżetami, które doskonale spełniają swoją rolę, bez ambicji na przejęcie funkcji innych.