Czy auta napędzane energią elektryczną mają rację bytu?
Czy liczyłeś, że w niedalekiej przyszłości twoja flotylla aut służbowych składać się będzie z pojazdów napędzanych elektrycznie? Cóż, biorąc pod uwagę rosnące w zawrotnym tempie ceny benzyny – na pewno. Okazuje się jednak, że ten moment nadejdzie nie prędko. Jeśli w ogóle.
W tym temacie wypowiedział się bowiem dyrektor zarządzający jednym z najpopularniejszych koncernów samochodowych świata – Toyoty.
Takeshi Uchiyamada wyznał, że nie widzi szans dla aut napędzanych silnikami elektrycznymi. Taka deklaracja padła w odpowiedzi na pytanie, które zadał jeden z dzennikarzy The Wall Street Journal, a uzupełniona została stwierdzeniem, że na chwilę obecną nikt w firmie nie widzi klientów, którzy z takiego auta mogliby być zadowoleni.
Wypowiedź jest o tyle dziwna, że przecież Toyota jest udziałowcem marki Tesla, skupiającej się na projektowaniu aut napędzanych energią elektryczną. Co prawda 2,5% posiadanych akcji na nikim wrażenia zrobić nie mogą, to jednak japoński koncern poczynił znaczne inwestycje w projekty, które rozwijają osoby zatrudnione w Tesli. Zasłona dymna czy olbrzymia pomyłka?
Taka deklaracja będzie miała olbrzymi wpływ na wszystkie koncerny motoryzacyjne, które próbują rozwijać podobne technologie. Z drugiej jednak strony można zauważyć, że Toyota atakuje rynek autami hybrydowymi, stawiając Priusa wśród najważniejszych modeli w strategii sprzedażowo-komunikacyjnej marki. Uchiyamada twierdzi, że w kwestii aut o zbliżonej do Priusa konstrukcji należy zrobić jeszcze bardzo dużo, chociaż pierwszy najważniejszy krok został już wykonany dawno temu.
Można też zakładać, że prezes Toyoty ma rację. Oznaczałoby to jednak, że myli się szereg ekspertów, którzy samochody elektryczne uznają za przyszłość ludzkości. Nie tylko ze względu na fakt, że ich użytkowanie będzie przyjaźniejsze dla planety, ale również dlatego, że ich eksploatacje ma być tańsza.
Ludzkość obawia się również sytuacji, w której zapasy ropy zostaną wykorzystane.